Pokój numer 2: Izaya Orihara

- Jeszcze jedno słowo, a nie usiądziesz przez tydzień.
Warknął, pewny tego, że to on będzie dominować. Przeniósł dłoń na jego krocze, po czym zaczął rytmicznie i powoli masować jego męskość przez materiał spodni.

Zaśmiał się ponownie. W odpowiedzi na jego pieszczoty przygryzł wargę i cicho jęknął.
- Widzę, że jeszcze powstrzymujesz swój zwierzęcy instynkt. Ciekawe jak długo - oczy mu zabłysły.
Chciał go sprowokować. Zmusić do tego, żeby poszedł na całość.

- Ostrzegałem.
Warknął. Niemalże natychmiastowo zdarł z niego spodnie i bokserki. Ponownie oblizał wargi, lustrując wzrokiem jego nagie ciało. Zsunął z siebie pozostałą część ubrań i całkowicie bez ostrzeżenia wszedł w niego szybko oraz brutalnie. Nie dając mu czasu na przyzwyczajenie się do uczucia, zaczął się poruszać - z początku wolniej, stopniowo coraz szybciej.

Jęknął głośno, kiedy poczuł w sobie jego członek.
- A jednak z naturą nie wygrasz, Shizu-chaan. - zaczął się śmiać.
Śmiał się bez przerwy - taka była jego reakcja na ból, który swoją brutalnością sprawiał mu Shizuo.

Prychnął tylko, po czym wzmocnił swoje ruchy. Zaczął lekko dyszeć.
- Jesteś mój.
Ponownie się pochylił, lecz tym razem zostawił ślady swoich zębów na jego klatce piersiowej.

- Nie. To ty jesteś mój. - powiedział, zarzucając mu ręce na szyję. Wbił paznokcie w plecy Shizusia.
Jego śmiech przeplatał się z jękami.

Syknął cicho. Nie przestając brutalnie poruszać się w jego wnętrzu, chwycił jego nogę i wyłożył na swoje ramie, żeby mieć łatwiejszy dostęp do ciała chłopaka.

Cały czas się śmiał. Bawiło go to, że Shizuo, żywiący do niego bezgraniczną nienawiść, go pragnie.
- Lubię, kiedy jesteś brutalny - szepnął, szczerząc zęby w uśmiechu radości.

- Zabiję cię.
Mruknął, nie mogąc się powstrzymać. Jego męskość zdążyła już napęcznieć, więc zaczął się poruszać jak najszybciej i najmocniej potrafił.

- O ile ja wcześniej nie zabiję ciebie. - wysapał, a jego ciało automatycznie wygięło się w łuk. Przeszył go dreszcz rozkoszy.

Doszedł w jego wnętrzu z jękiem rozkoszy. Trudno go zadowolić. Pochylił się i wziął jego męskość do ust. Zaczął dokładnie pieścić ją językiem.

Sapnął głośno z zadowolenia.
- Shizu-chaaan - jęknął.

Chwycił go za udo i przycisnął do siebie mocniej. Tym razem dla odmiany zaczął ssać.

Shizuo Heiwajima napisał:Chwycił go za udo i przycisnął do siebie mocniej. Tym razem dla odmiany zaczął ssać.

Leżał z przymkniętymi oczami, poddając się rozkoszy. Palce jednej ręki wplótł we włosy Shizuo.

Starał się nie dotykać zębami jego członka, co z resztą było trudnym zadaniem. Zaczął poruszać głową w górę i w dół, ssąc.

Kiedy osiągnął najwyższą rozkosz, spuścił mu się du buzi.
- Ups...

Nie mając wyboru, przełknął. Podniósł się, obcierając usta wierzchem dłoni.
-Ubierz się.
Sam narzucił na siebie spodnie i od razu zapalił papierosa, opierając się o ścianę.

Shizuo Heiwajima napisał:Nie mając wyboru, przełknął. Podniósł się, obcierając usta wierzchem dłoni.
-Ubierz się.
Sam narzucił na siebie spodnie i od razu zapalił papierosa, opierając się o ścianę.

- No, no, Shizu-chan. Nie tak szorstko, okaż trochę czułości. - zaśmiał się. Usiadł, przeciągając się, po czym zarzucił na siebie ubrania.

Zgasił peta i wywalił go za okno. Westchnął ciężko, podchodząc do chłopaka. Pochylił się i jeszcze raz posmakował jego ust, całując dość delikatnie. Jak na niego, oczywiście.
- Czułości odwalone, teraz zrobisz mi coś do żarcia.

- Jesteś bardzo zabawny, Shizu-chaan. Musiałbym z własnej dobrej woli chcieć zrobić ci coś do jedzenia. A każdy wie, że ja nie mam dobrej woli.

Jego brew zaczęła drgać nerwowo. W końcu westchnął z rezygnacją, twierdząc, że zajmie się tą jego "dobrą wolą" później. Skierował się do wyjścia.
- Idziesz~?

- Idę, a co tu będę sam siedział. - wzruszył ramionami, ruszając za nim.

Wbiegł do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Westchnął ciężko.
- Ajajaj, zawsze umiem ściągnąć na siebie kłopoty. - mruknął, uśmiechając się lekko.

Wielce znudzony godziną spędzoną w pokoju, stwierdził, że pora coś wszamać, a potem wyruszyć na miasto.
Skierował się więc ku kuchni.

Wszedł do środka, szukając jakichś ciuchów na przebranie. Zrzucił z siebie mokre ubranie, po czym założył suche spodnie. Podrapał się po głowie, nie mogąc znaleźć żadnej czystej koszulki. Po chwili wzruszył ramionami i wyszedł, świecąc klatą.